Artykuł
Początki osady Dziki
W zapiskach Johannesa Lipperta, syna lokalnego nauczyciela Friedricha Lipperta znajduje się wzmianka, że osada Dziki została założona w 1560 roku przez niejakiego pana Schulte z miejscowości Czarne. Osada powstała na morenowym wzgórzu, położonym między jeziorami Dzicze i Remierzewo, na terenie bagiennym i leśnym.
Lokacja osady w tym miejscu nie była przypadkowa – miała ona za zadanie chronić szlak solny, który wówczas przebiegał przez ten obszar. Jej funkcją było również zapewnienie schronienia dla karawan solnych oraz ochrona magazynów soli znajdujących się w Dzikach przed tzw. rabusiami solnymi, „baronami solnymi”, znanymi także jako Raubrittertum. Sól w tamtym czasie była towarem niezwykle cennym, wręcz na wagę złota.
Zaledwie trzydzieści lat po założeniu osady mieszkało tu już 14 rolników i 8 chłopów. Sześciu spośród rolników, decydując się na założenie gospodarstw na tzw. koloniach wiejskich, musiało uprawiać swoją ziemię w ramach tzw. ulg. Największa część areału – około 335 hektarów przeznaczonych pod uprawę – podlegała jednak tutejszemu majątkowi ziemskiemu i rozciągała się na południe aż do miejscowości Steinforth.
Dziki w 1945 roku
W 1945 roku miejscowość liczyła 16 rolników pracujących na pełen etat oraz 4 drobnych rolników zatrudnionych na pół etatu. Liczba ludności nie wzrastała znacząco – w tym samym roku wynosiła 220 osób.
Kościół, podobnie jak filia w Dzikach, pozostawał pod jurysdykcją parafii ewangelickiej w Wilczych Laskach, zarówno w sprawach duchowych, jak i administracyjnych oraz prawnych. W miejscowości funkcjonowały: poczta, zajazd, sklep, zakład kowalski oraz rybakówka.
Majątek dysponował własnymi wykwalifikowanymi pracownikami, takimi jak cieśle, kowale, ślusarze i inni specjaliści.
W Dzikach nie było osobnego pastora: duszpasterz dojeżdżał z Wilczych Lasek i opiekował się również pobliską miejscowością Steinforth. Ostatnim pastorem pełniącym posługę w tej okolicy był Walter Lenke.
Jak już wspomniano, miejscowość podlegała również nadzorowi policyjnemu z Wilczych Lasek – ostatnim żandarmem był PHW Grübenau. Mieszkańcy wsi darzyli zawsze wielkim szacunkiem osoby pracujące w administracji i duchowieństwie – żandarma, nauczyciela czy pastora. Szanowano również sołtysa oraz właściciela ziemskiego. Ten ostatni zwykle dosiadał konia, co symbolicznie podkreślało jego pozycję.
Dziki posiadały również własnego rybaka i myśliwego, którzy odpowiadali za największe zasoby miejscowości: jeziora i otaczające ją lasy.
Szkoła w Dzikach
Nie wiadomo dokładnie, kiedy powstała pierwsza szkoła wiejska w Dzikach. Brakuje informacji również na temat tego, czy jakiekolwiek zajęcia odbywały się tu wkrótce po założeniu osady. Można jednak przypuszczać, że budynek, który stoi do dziś w niemal niezmienionej formie, istniał już na długo przed rokiem 1900.
Szkoła w Dzikach była szkołą podstawową. Osiem klas nauczano niemal równocześnie przez jednego nauczyciela, w sposób dość rygorystyczny. Obowiązywał tu tzw. mały balans: klasy I i II rozpoczynały zajęcia dopiero po zakończeniu lekcji przez starszych uczniów.
Kiedy Rosjanie wkroczyli do Dieck, wyrzucili wszystkie podręczniki, roczniki szkolne oraz zdjęcia na pokryte śniegiem szkolne podwórko. Dziś jest już zbyt późno, by dowiedzieć się, czy gdziekolwiek przetrwały jakiekolwiek zapisy dotyczące historii tej wiejskiej szkoły.
Budynek szkoły posiadał trzy wejścia. Największe z nich przeznaczone było dla uczniów. Drugie, mniejsze, znajdujące się tuż obok, pozostawało na co dzień zamknięte. Otwierano je tylko na potrzeby rady szkoły, pastora lub innych ważnych gości. Trzecie wejście, usytuowane od strony podwórka, służyło jako punkt dostępu dla odwiedzających rodzinę nauczyciela. Uczniom nie wolno było z niego korzystać.
Uczniowie mogli natomiast korzystać z podwórka, gdzie znajdowały się tzw. „domki serca” – toalety służące do załatwiania potrzeb fizjologicznych. Były one osobne dla chłopców, dziewcząt oraz dla rodzin nauczycielskich.
Do 1918 roku przełożonym nauczyciela był zazwyczaj miejscowy proboszcz lub królewski pruski inspektor szkół okręgowych. Dopiero od 1919 roku wizytacje prowadził szkolny inspektor państwowy.
Na szczycie budynku szkoły do dziś można dostrzec chrześcijański krzyż wmurowany w ceglaną elewację. To symboliczne świadectwo dawnych czasów, kiedy pastor miał w szkole wydzielone miejsce, w którym mógł się przebrać, a zimą – z uwagi na trudne warunki pogodowe – czasem nawet przenocować.
Kościół w Dzikach
O kościele w Dzikach nie zachowały się żadne dokładne informacje. Wiadomo jedynie, że osada została założona w 1560 roku, co pozwala przypuszczać, że pierwszy kościół zbudowano tu kilka lub kilkadziesiąt lat po lokacji miejscowości. Nie wiadomo, czy pierwotny budynek został zniszczony przez ogień, rozebrany, czy też odbudowany w innej formie.
W 1939 roku, w związku z wojennymi potrzebami III Rzeszy, wiele dzwonów kościelnych w Niemczech zostało skonfiskowanych, przetopionych i zastąpionych mniejszymi. Nie ma jednak żadnej dokumentacji potwierdzającej, że podobny los spotkał dzwon z Dzików.
Wiemy natomiast, że aż do momentu zniszczenia kościoła w 1959 roku na jego wieży znajdował się dzwon, który – jak wspomina pan Józef Kadłób, mieszkaniec dawnego budynku szkoły – nadal był używany. Gdzie trafił ten dzwon po likwidacji świątyni? Prawdopodobnie podzielił los starych krzyży nagrobnych, trafiając na złomowisko.
Historia majątku w Dzikach – od von Boninów do Gabainów
Majątek w Dzikach pierwotnie należał do większego, sąsiedniego majątku w Wilczych Laskach i stanowił własność rodziny von Bonin jako letnia rezydencja. Wraz z rozwojem kapitalizmu i zniesieniem pańszczyzny, pruska szlachta zaczęła stopniowo ubożeć. W 1850 roku majątek w Dzikach został sprzedany. W ciągu kolejnych około 70 lat dworek i przynależna ziemia zmieniały właścicieli sześciokrotnie lub siedmiokrotnie.
W 1919 roku majątek zakupił Ferdinand Schmidt, dziadek żyjącej jeszcze Renate Garbers z domu Gabain, za kwotę 875 000 marek, po sprzedaży swojego gospodarstwa w pobliżu Szczecina. Jego jedyny syn zginął w I wojnie światowej, więc dziedziczką została córka, Charlotte. Po śmierci ojca na skutek hiszpanki, Charlotte Schmidt odziedziczyła majątek i w 1920 roku wyszła za mąż za Augusta Friedricha Früchtenichta. Niestety, mąż niewiele wiedział o rolnictwie, co w połączeniu z latami nieudolnego zarządzania doprowadziło do ruiny całego przedsiębiorstwa.
Kolejnym zarządcą majątku został Waldemar Gabain, przedstawiciel bogatej hamburskiej rodziny kupieckiej pochodzenia hugenockiego. Wniósł on do majątku nie tylko kompetencje, ale również kapitał oraz doświadczenie w prowadzeniu tego typu działalności. Dzięki jego inwestycjom majątek zaczął się dynamicznie rozwijać. Wraz z właścicielką podjęto szereg działań modernizacyjnych: zwiększono liczbę zwierząt gospodarskich, rozpoczęto uprawę ziemniaków sadzeniakowych, zmodernizowano maszyny rolnicze, przebudowano stajnie, zatrudniono nowych pracowników, rozwinięto sprzedaż mięsa i ryb oraz uruchomiono agroturystykę.
Dzięki tym działaniom majątek w Dzikach stał się kwitnącym przedsiębiorstwem o znaczącym wpływie na lokalną gospodarkę i cieszył się dużym uznaniem. W 1930 roku Charlotte i Waldemar pobrali się, a od tego momentu posiadłość zaczęto nazywać Gabain Estate.
Starsze dokumenty wskazują, że całkowita powierzchnia użytkowa majątku wynosiła 1456 akrów, w tym 160 akrów lasów, 50 akrów stawów oraz jezioro Dzicze.
30 stycznia 1945 roku rodzina Gabainów opuściła swoją posiadłość, udając się na zachód.
Życie codzienne i świąteczne w przedwojennych Dzikach
Dziki liczące nieco ponad 200 mieszkańców były jedną z mniejszych osad w dawnym powiecie szczecineckim. Miało to jednak swoje zalety: wszyscy doskonale się znali. Gdy we wsi wypadało jakieś święto, mieszkańcy wspólnie angażowali się w jego organizację, i to nie tylko podczas oficjalnych uroczystości. Odbywały się również prywatne przyjęcia, na których pojawiali się goście, - „widzowie”, którym nigdy nie odmawiano wstępu. Wspólne świętowanie nierzadko trwało do późnych godzin wieczornych. Okazji do tego było wiele: urodziny, chrzciny, zaręczyny, śluby oraz wszelkiego rodzaju rocznice.
Niektóre z tych uroczystości – jak wspomniano wyżej – podlegały kontroli politycznej. Mimo to, dla mieszkańców wsi stanowiły one długo wyczekiwaną odskocznię od trudów codziennej pracy. Ludzie zakładali wtedy odświętne stroje, dzieci i dorośli nosili tradycyjne ubrania, a domy i podwórka ozdabiano zgodnie z okazją, na przykład gałązkami brzozy z okazji obchodów 1 maja, a na Święto Plonów kwiatami i wieńcami ze słomy i łodyg zbóż. Wieniec żniwny wieszano w kościele, a owoce pól i ogrodów składano w koszach przy ołtarzu.
W Dzikach nie zaniedbywano też życia towarzyskiego, które określano po prostu jako „zabawę”. W gospodzie Kasulke odbywały się potańcówki, a w miejscowej szkole wyświetlano filmy, zawsze poprzedzone kroniką filmową o charakterze propagandowym. Główną atrakcją były jednak filmy fabularne, choć dla dzieci wyświetlano zwykle tylko filmy nieme. Po zakończeniu tej części musiały wracać do domu i nie mogły uczestniczyć w dalszym pokazie.
Wielkanoc, Zielone Świątki i Boże Narodzenie były okazją do świętowania także w tzw. „Trzecie Święta”, które służyły relaksowi i spotkaniom rodzinnym. W pozostałe dni tygodnia, zwłaszcza w rolniczym rytmie życia, nie było wolnych sobót, a niedziela rzadko oznaczała rzeczywisty odpoczynek.
W Dzikach istniał również wyjątkowy wielkanocny zwyczaj dla dzieci. Wczesnym rankiem w Niedzielę Wielkanocną, kiedy dorośli jeszcze spali, dzieci odwiedzały sąsiadów i krewnych z małymi koszyczkami i gałązką bazi, tzw. „Stieperute”. Podnosząc kołdrę śpiącym, żartobliwie domagały się słodyczy, mówiąc: „Stiep, stiep, pisanka, jeśli nie dasz mi pisanki, pomaluję ci całą piżamę!”. Odwiedzani byli na to przygotowani, czekali w łóżkach z kolorowymi pisankami i cukrowymi jajkami, które chętnie wręczali dzieciom.
Innym ciekawym obyczajem była „woda wielkanocna”. W Niedzielę Wielkanocną należało pójść do źródła o świcie, nie rozmawiając z nikim po drodze, nabrać świeżej wody i umyć nią twarz. Zwyczaj ten miał rzekomo upiększać, a nawet usuwać piegi. Praktykowany był głównie przez dziewczęta i młode kobiety, choć trudno dziś powiedzieć, czy był skuteczny.
W Wigilię Bożego Narodzenia Święty Mikołaj był obowiązkowym gościem niemal w każdym domu. Ponieważ często kilka pokoleń mieszkało razem pod jednym dachem, małe dzieci były zawsze obecne i otrzymywały prezenty, pod warunkiem wyrecytowania wierszyka lub zaśpiewania piosenki. W tej domowej ceremonii uczestniczyli wszyscy – także ci, którzy nie byli członkami rodziny. Prezenty trafiały więc nie tylko do babci i dziadka, ale również do każdego z obecnych. Punktem kulminacyjnym Świąt była uroczysta kolacja wigilijna, która obok wręczania prezentów stanowiła najważniejszy moment świętowania.
Lata powojenne w Dzikach: przesiedlenia, trudności i początki odbudowy
6 sierpnia 1947 roku w Dzikach niemal nie było już niemieckich mieszkańców. Zostali oni przymusowo wywiezieni do Szczecinka zbiorowym transportem. Były to m.in. rodziny Buchholz, Drews i Horn – starszych członków rodzin zabrano pojazdami, natomiast młodsi musieli iść pieszo. „Robiło się coraz ciaśniej dla trzech pozostałych rodzin, ponieważ do Dieck przybywało coraz więcej polskich rodzin” – wspominała Karin Krüger z domu Buchholz.
Wszystkie ocalałe po wojnie domy zostały zajęte przez Polaków. Z wyjątkiem budynku Otto Mieskego, żaden z wcześniejszych budynków nie przetrwał do dziś. Piękny kościół z muru pruskiego został zniszczony, dwór najpierw przekształcono w rosyjską komendanturę, a później w hotel. Budynek szkoły służył następnie jako dom mieszkalny.
Do dziś w Dzikach można jeszcze usłyszeć język niemiecki, między innymi w rodzinie Józefa Kadłóba, zamieszkującej dawny budynek szkoły, oraz u Eugeniusza (Emila) Jankowskiego, który przebudował ruiny dworu w atrakcyjny hotel. Niestety, kilka lat temu sprzedał majątek.
W pierwszych latach po wojnie w Dzikach, podobnie jak w innych miejscowościach, brakowało wszystkiego – jedzenia, bydła, maszyn, odzieży i podstawowych środków do życia. Rosjanie decydowali o wszystkim. Dominował handel wymienny, „coś za coś”. Właśnie w ten sposób załatwiano najpotrzebniejsze sprawy. Brak maszyn rolniczych i siły pociągowej uniemożliwiał mieszkańcom normalną uprawę ziemi. Sprzęt trzeba było wypożyczać z sąsiednich osad aż do momentu powstania tzw. „Kółek Rolniczych”.
Dochodziło również do licznych grabieży i aktów przemocy wobec polskich mieszkańców ze strony Rosjan. Kto miał dostęp do bimbru lub jakiegokolwiek alkoholu, cieszył się względnym bezpieczeństwem – trunki pełniły wówczas funkcję swoistej waluty. Dopiero po śmierci Stalina represje zaczęły powoli ustępować.
Z czasem nad pobliskim jeziorem zorganizowano dużą plażę oraz miejsca przeznaczone na kempingi. Do miejscowości zaczęli przyjeżdżać turyści, zarówno z miasta, jak i z okolicznych wsi, by odpocząć wśród przyrody. Położenie Dzików między dwoma jeziorami i bliskość lasów przyciągały nie tylko letników, ale również wędkarzy i zbieraczy runa leśnego, którzy odnajdowali tu swoją przestrzeń wypoczynku i relaksu.
Materiał powstał w ramach projektu “Pogłębiamy lokalną tożsamość poprzez historię” zrealizowanego przez ULKS Turowo, współfinansowanego z budżetu Gminy Szczecinek w trybie “małych grantów”.
Fotografie udostępnione dzięki rodzinie Below, zbiorom Muzeum Ojczyźnianego w Eutin oraz stronie neustettin.aico.de. Prawa autorskie: Gmina Szczecinek.